Pewnie znasz tę teorię, wedle której sny stanowią odbicie zdarzeń minionych dni, obaw, nadziei i zapomnianych wspomnień. Budzisz się i w tym krótkim momencie, kiedy jeszcze pamiętasz treść snu, rozpoznajesz niedawno obejrzany film, przyjaciela z dzieciństwa i jutrzejszą listę zakupów. Wszystko to wymieszane bez ładu i składu, wedle logiki obowiązującej tylko i wyłącznie w snach.
Są sny miłe, dziwne i straszne. Koszmary na przykład maja tę właściwość, że nie pozwalają się wyspać. Uderzenia gorąca, przewracanie się z boku na bok, a rano zmęczenie, ból głowy i ulga.
W moich koszmarach zwykle uciekam i walczę (ale głównie uciekam). Niekończące się maratony, poprzez państwa, ściany i sufity. W smole i po popękanej ziemi. Czasem jest ktoś zły (dostanie ze trzy razy kopniaka), czasem ktoś mnie trzyma, a ja się wyrywam. Potem znowu kolejne kilometry biegu.
Ostatnio jednak coś się zmieniło. Koszmar wykańcza nawet bardziej niż wcześniej. Tym razem jednak ja jestem inna. Nie uciekam. Ostatnio toczę heroiczne walki o dobro ludzkości i wygrywam. Tak! Nagle moje koszmary zyskały happy end (Co?!? Czyś ty się z choinki urwała?). Dla mnie to nadal koszmar. Nadal się boję, nadal się męczę i nawet po wygranej walce brak radości.
Zmiana jest jednak zadziwiająca. Czyżbym to ja się zmieniła? Czy koszmary dojrzewają wraz ze mną? (Wyczuły kanalie, że już nie jestem taka bezbronna, ale i tak chcą mnie zmęczyć).
I tak, cała noc przespana, a samopoczucie jak po pracy w kamieniołomie. Nawet z happy endu nie mam siły się ucieszyć. Niech powrócą sny dziwne i przyjemne. Bardzo ładnie proszę. Nie chcę być bohaterem ostatecznym, chcę się po prostu wyspać.
Try lucid dreaming.
OdpowiedzUsuńBywa i tak... Przyszła programistka również pozdrawia :)
OdpowiedzUsuń