"Kobieta-informatyk jest jak świnka morska, ni to świnka, ni to morska". Kobieta-programista to już w ogóle mit i zabobon, bo przecież wiadomo, że albo brzydka jak noc, albo słodka i głupiutka. Popatrz czytelniku, czyż nie jestem jednostką co najmniej intrygującą dla samego tego faktu, że do żadnej z powyższych kategorii z pełnym przekonaniem przypisać się mnie nie da?

środa, 21 września 2011

Hello

Wśród programistów zwykło się zaczynać od "Hello World". Lecz czy jestem tak naprawdę programistą? Wciąż mam jakiś wewnętrzny opór by tak się nazywać. Jakby to był tytuł, który się zdobywa nadludzkimi zdolnościami i latami doświadczeń w tybetańskim klasztorze. Wiedza tajemna, zamknięty krąg wtajemniczonych, którzy z rozbawieniem patrzą na żółtodziobów. Tak chyba troszkę jest. Programistami są Ci, którzy na pisaniu zjedli zęby, zarwali setki nocy. Ludzie kompilatory :)

Wciąż daleko, ale nie spieszy mi się. Powolutku zdobywam wiedzę, doświadczenie. Kolejne linie kodu, może i kiepskawego, zbliżają mnie do nieuchwytnej granicy między amatorem, a profesjonalistą.

Czemu idę tą drogą? Ta droga chyba sama mnie wybrała. To nie był nagły podmuch powołania. Ta ścieżka jest trochę jak mały zabłąkany kot. Szłam przez życie, dokonując wielu wyborów, ale kot-przybłęda zawsze plątał mi się między nogami, mały, niepozorny. Dokarmia się takiego regularnie, ale nie zwraca szczególnej uwagi, a potem po latach nagle zauważa się, gdzie nas zepchnął, i że wciąż z nami jest.

W gimnazjum miałam iść do klasy językowej, przypadek sprowadził mnie do klasy drugiego wyboru - matematycznej. W liceum idąc za ciosem wybrałam profil matematyczno-informatyczny (bo przecież mat-fiz to nie dla mnie, brr fizyka...). Jakoś tak dla zabawy wciąż coś pisałam. Od podstawówki setki stronek internetowych, a od liceum przygoda z programowaniem. I tak to się wszystko plotło, gdzieś pod powierzchnią.

W efekcie nie zostałam ani tłumaczem, ani strażakiem, ani przedszkolanką. Na studia psychologiczne, ani socjologię się nie dostałam, ale dostałam się na kierunek zapasowy - Informatykę. Co miałam zrobić? Poszłam na te studia, z przeświadczeniem, że to takie przedłużenie dzieciństwa, czas na określenie co chcę w życiu robić. I zakochałam się. Nie. Nie od pierwszego wejrzenia. To była miłość z przyjaźni, wolno dojrzewająca, stabilna. Chodziłam na wykłady i ciekawiły mnie. Chodziłam na laboratoria i bawiły mnie. Rozmawiałam z ludźmi i czułam się akceptowana. Zdobywałam i wciąż zdobywam bardzo dobre noty.

Nadal jestem ostrożna, nadal boję się, że mi przejdzie. Dlatego wymiguję się od stwierdzenia "Jestem Programistą". Jednak ten kot-przybłęda wciąż plącze się między nogami, dostarcza radości i sprawia, że z niecierpliwością patrzę w przyszłość, i uczelnianą, i zawodową.

Aktualnie studentka dzienna Informatyki na Politechnice Krakowskiej, właśnie uzyskałam promocję na rok trzeci studiów inżynierskich. Jedna z sześciu kobiet u siebie na roku. Ukończyłam trzymiesięczny staż w korporacji i od października zaczynam współpracę z tą samą korporacją, na 3/5 etatu, już jako programista.

Zobaczymy jak to wszystko się ułoży, ale na razie podskakuję z niecierpliwości i podekscytowania, na myśl, i o pracy, i o nowym semestrze. Będzie się działo :)