"Kobieta-informatyk jest jak świnka morska, ni to świnka, ni to morska". Kobieta-programista to już w ogóle mit i zabobon, bo przecież wiadomo, że albo brzydka jak noc, albo słodka i głupiutka. Popatrz czytelniku, czyż nie jestem jednostką co najmniej intrygującą dla samego tego faktu, że do żadnej z powyższych kategorii z pełnym przekonaniem przypisać się mnie nie da?

poniedziałek, 29 czerwca 2015

Kolorowe soczewki

Bardzo się zmieniłam przez te kilka, kilkanaście lat. Jestem wyższa, mam trochę inne doświadczenie, ale przede wszystkim noszę inne okulary.

Kilka lat temu spotkałam znajomego z podstawówki. Gdy usłyszał, że pracuję jako programista powiedział "też bym tak chciał, cały dzień siedzieć przed kompem i dostawać dużo kasy za nic". Zrobiło mi się smutno. Po części dlatego, że tym jednym zdaniem zmieszał mój codzienny wysiłek z błotem. Po części też jednak dlatego, że mi go żal.

I nie mówię tego z przekąsem, ani z wyższością. Nijak nie poczuwam się do bycia lepszym człowiekiem. Różnimy się jednak diametralnie swoim podejściem do życia, a tym samym nasze ścieżki zawsze będą kontrastować. Ja wciąż będę się rozwijać, stawać się coraz szczęśliwsza, a on prawdopodobnie coraz bardziej będzie obwiniał za swoje problemy otaczający świat.

To była dla mnie długa droga, z depresji, z gniewu, niskiego poczucia własnej wartości. Nie pojawiła się w moim życiu dobra wróżka by jednym machnięciem różdżki zmienić moje życie. Musiałam dowiedzieć się wiele o sobie i o innych, nauczyć optymizmu, empatii, marzeń na wielką skalę.

Ja (i wielu moich znajomych) mam świadomość, że najlepszym sposobem na życie jest cieszyć się tym co przybywa i inwestować. Inwestować w siebie, w innych, bezinteresownie wyrzucać z siebie tyle ile tylko się da. Można pod to podpiąć karmę, przeznaczenie czy inne ezo, ale i testy na algorytmach ewolucyjnych pokazują, że dobro procentuje.

Widzę przed oczyma jak bardzo się różnimy, ja i on. Ja poznałam setki wspaniałych ludzi, z ogromną pasją do tego co robią. Wiem, że najfajniejsze konferencje jakie znam ledwo wychodzą na zero, bo robią je ludzie, którzy zamiast zarobić, wolą zrobić wspaniały event. Wiem, że prowadzenie fundacji to ogrom wysiłku i dokładanie z własnej kieszeni, tylko dlatego, że czasem ktoś przyjdzie i powie "fajnie że jesteście". I wiem też, że mało jest uczuć, które mogą konkurować z tym, które się we mnie pojawia, gdy ktoś mówi "dzięki wam zmieniłem swoje życie".

To co widzi on to banda oszustów, którzy nic nie robią, a pieniądze kradną uczciwie pracującym biedakom. To co on robi to rozpaczliwie broni każdej swojej złotówki, a o wolontariacie nawet nie pomyśli, bo nie widzi w nim zysku. I tak naprawdę, będzie to widział przez całe życie, takie sobie założył okulary. Nikt nigdy w jego oczach nie będzie miał szczerych intencji, w głowie mu się nie mieści, że altruizm może się opłacać, tyle że w nieprzewidzianej przyszłości, w nieprzewidziany sposób.

Kiedyś, w depresji, sądziłam, że ludzie szczęśliwi się oszukują. Teraz widzę, że depresja też mnie oszukała. Świat nie jest ani dobry, ani zły, jest taki, jakim go widzimy w danym momencie. Tyle rzeczy się dzieje w jednej chwili, złych, dobrych, pięknych, obrzydliwych. Naszym wyborem jest, na których się skupimy i które chcemy umacniać swoim wkładem. Ja wolę widzieć piękno i je budować. Smutno by mi było żyć w ciemnym świecie mojego znajomego, kiedyś już tam byłam i nie chcę wracać.