"Kobieta-informatyk jest jak świnka morska, ni to świnka, ni to morska". Kobieta-programista to już w ogóle mit i zabobon, bo przecież wiadomo, że albo brzydka jak noc, albo słodka i głupiutka. Popatrz czytelniku, czyż nie jestem jednostką co najmniej intrygującą dla samego tego faktu, że do żadnej z powyższych kategorii z pełnym przekonaniem przypisać się mnie nie da?

poniedziałek, 18 marca 2013

Pokonać stracha

Mam taki ciekawy nawyk, że dużo rzeczy spisuję (Pomyśl o swoim wyobrażeniu dużo, a teraz pomnóż to kilkukrotnie. Yup, naprawdę dużo). Tworzę niekończące się listy i tabele słów kluczy, czasowników, równoważników zdań. Rzeczy, które muszę zrobić danego dnia, rzeczy, które lubię i te których nie lubię. Ot nieszkodliwy nawyk. Setki karteczek, stron w kalendarzu, dużych i małych arkuszy papieru pokrytych wypunktowanymi listami wszystkiego. To mnie uspokaja, porządkuje mi rzeczywistość.

W podstawówce i gimnazjum gdy gdzieś jechałam, tworzyłam listę, rzeczy, które zabieram. Lista tworzona była z religijną wręcz dokładnością. Ile majtek, ile par skarpetek, które mydło, ile wsuwek do włosów. Każdy wpis oznaczony dodatkowo informacją o miejscu przechowywania (duży plecak, mały plecak do autobusu, a te buty będę miała na sobie). Na końcu każdego wiersza zwykle 4 krzyżyki:

  1. Przygotowałam do spakowania
  2. Spakowałam na wyjazd
  3. Przygotowałam do spakowania
  4. Spakowałam na powrót
Nie ma to tamto. Najdłuższa taka lista podchodziła pod 100 elementów i zawierała informacje, którą dokładnie spódnicę zabieram i każdą książkę z osobna. Tym sposobem nigdy nic nie zgubiłam, o niczym nie zapomniałam i zawsze mieściłam się ze wszystkim w obie strony. Choć z drugiej strony, ludzie patrzyli jakoś dziwnie (Niech se patrzą, ja przynajmniej nie zapomniałam szczoteczki do zębów. Ha!).

Teraz jest ciut lepiej. Moje listy codzienne zmalały do 5 elementów, a te z rzeczami "do zabrania" ograniczają się do przedmiotów nadprogramowych i nie zajmują więcej niż 3 pozycji. Jest jednak jeden zestaw list, które nadal tworzę z czułością i pietyzmem. To mój zestaw:
  • Obawy
  • Marzenia
  • Cele
Powstają one zawsze gdy jestem w okresie przejściowym (zmiana szkoły, nowy rok, zmiana pracy). To zawsze czas wielkiego stresu i martwienia się na zapas. Siadam więc i spisuję te wszystkie moje strachy (Teraz jak was zapisałam to nie jesteście już takie kozaki, co? Haha). To zawsze uspokaja, konfrontacja z tym, co w wyobraźni wygląda na olbrzymie i wszędobylskie. Potem spisuję swoje marzenia, to co chciałabym, żeby w zbliżającym się odcinku czasu się zdarzyło. Potem cele.

Następnie karteczkę składam i wkładam między książki. Zapominam o niej.

W końcu nadchodzi dzień kiedy robię porządki w książkach i bibelotach (ej ej, to pochłania czas i energię, cieszta się, że robię to choć co jakiś czas). Kartkę odnajduję, czytam i uświadamiam sobie kilka ciekawych rzeczy:
  • obawy albo się nie sprawdziły, albo w rzeczywistości specjalnie mnie nie obeszły
  • marzenia spełniły się lub nie
  • cele zostały spełnione, a jeśli nie to okazało się, że zwyczajnie nie były dla mnie istotne
  • do tego zwykle udało mi się zrobić multum rzeczy nadprogramowo, a życie okazało się o wiele lepsze niż moje najśmielsze oczekiwania
Dochodzę więc do wniosku, że moje dziwactwo po raz kolejny jest nieszkodliwe, a wręcz pomocne. Lepiej spisywać rzeczywistość niż palić... chyba... prawda?

7 komentarzy:

  1. Zdecydowanie lepiej spisywać rzeczywistość niż palić rzeczywistość. Na dłuższą metę model palenia nawet wikingom niebardzo się sprawdził. :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Prawdę mówiąc, to takie "dziwactwo" jest tak na prawdę znakomitym sposobem na wykonanie czynności rzetelnie i do końca, a w przypadku strachu... Jak to się mówi, strach ma wielkie oczy. Aby wypisać to, czego się boisz, musisz się najpierw nad tym zastanowić. Często podczas takiego zastanawiania się, człowiek albo dochodzi do wniosku, że nie ma się czego bać, albo w skutek działań ubocznych znajduje rozwiązanie.

    OdpowiedzUsuń
  3. ;) ojj cała Maryś ;p
    co do wycieczkowych list to tez zawsze takowe robiłam ;p pomagały !!!
    teraz staram się pamiętać < jestem za leniwa albo po prostu mało rzeczy biorę na małe wycieczki ;p >
    A co do innych to ja chyba bym moich karteczek nie znalazła ;p albo prędzej ktoś inny odnalazł w moich "obiegowych książkach " ;p więc ich nie robię ;p
    zresztą moja była by chyba zbyt ogólnikowa: "szczęście" "zdrowie" itd. ;*

    Pozdro :) Trzymaj się ;*
    Temari vel Myszak

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Ty za to zawsze bazgroliłaś i szkicowałaś. Wszędzie miałaś miliony oczu, kłów, kobiet i innych potworów :) każdy wyżywa się jak umie

      Usuń
  4. Twoje listy: punkt - kolor 1, podpunkt - lolor 2, podpodpunkt - kolor 3. Wspaniałe programowanie! Programistka :)

    OdpowiedzUsuń
  5. "Niech se patrzą, ja przynajmniej nie zapomniałam szczoteczki do zębów. Ha!" - Jakiś czas temu zdałem sobie sprawę, co odróżnia geeków od, z braku lepszego słowa, "normalnych". Otóż geek to ktoś, kto nie pozwoli konwenansom przeszkodzić w racjonalności. Leonard z "Big Bang Theory" naukowym laserem podgrzewał zupę typu instant, Moss z "IT Crowd" zakładał policyjny hełm z osłonką gdy obierał pomarańczę, a ja siekam cebulę w goglach. Ponieważ geek to ktoś, kogo nie obchodzi, że przez minutę wygląda jak idiota, jeśli zaoszczędzi mu to kwadransa rozpaczliwego przepłukiwania oczu. I tylko szkoda mi tych tzw. "normalnych", którzy z przyczyn tradycji czy konwenansów będą sobie uparcie utrudniać życie...

    OdpowiedzUsuń